top of page
Zdjęcie autoraJakub Świerczek

Statkiem po trawie, czyli Kanał Elbląski

Zaktualizowano: 31 maj 2024

Będąc na urlopie nad Bałtykiem, w drodze powrotnej postanowiliśmy odwiedzić miejsce o którym wiele słyszeliśmy, ale nigdy nie widzieliśmy. Chodzi o Kanał Elbląski, a dokładnie o jedną z jego największych atrakcji- pochylnie. I pomimo upału, rzeczywiście było warto!

Nasza przygoda zaczęła się na Pochylni Buczyniec, skąd rusza większość rejsów po pochylniach (nie licząc tych płynących z Ostródy). Do wyboru jest kilku „przewoźników” i kilka opcji zwiedzania- 4 godzinny rejs w jedną stronę z powrotem do Buczyńca autobusem, do przystani Jelenie lub Elbląg, albo 3 godzinny rejs w obie strony między pochylniami Buczyniec, Kąty i Oleśnica. Wszystkie rejsy można odnaleźć pod jednym adresem: https://kanal-elblaski.pl/obiekty/rejsy-statkami/ . My wybraliśmy tę trzecią opcję i uważamy ją za najbardziej optymalną z dziećmi, ponieważ 3 godziny w upale (niektóre statki mają górny pokład bez zadaszenia a na dolnym pokładzie jest po prostu duszno) stają się dosyć nużącą podróżą. Na szczęście na statku znajduje mały sklepik z napojami i przekąskami, a dodatkowo my mając rejs od godz. 13:30 dostaliśmy SMSem pytanie czy interesowałby nas obiad na statku (na drugiej pochylni dostarczany podobnie do cateringu "pudełkowego"). Oczywiście skorzystaliśmy, chociaż co do jakości za tą cenę mamy wątpliwości.

Przy pochylni jest niewielki ale bezpłatny parking (zajęty głównie przez autobusy więc parkuje się na poboczu leśnej drogi dojazdowej), mała gastronomia, Izba Historii Kanału Elbląskiego, biuro przewoźnika, maszynownia i mała przystań. My ruszając z Dębek mieliśmy nieco ponad 2 godziny drogi i dotarliśmy ok 20 min przed odpłynięciem, a to czas w zupełności wystarczający na odbiór biletów (musimy mieć bilety drukowane, wersje na smartfony nie są akceptowalne ale na szczęście bilet można bezpłatnie wydrukować w biurze), skorzystanie z toalety, kilka zdjęć i wejście na pokład.


Trochę geografii i historii:

Zanim wyruszymy w rejs statkiem po trawie, chcielibyśmy Wam powiedzieć nieco więcej o samym Kanale Elbląskim i jego historii.

Kanał jest jedną z największych atrakcji Mazur Zachodnich. Ciągnie się on na długości niecałych 85km (a z odnogami nawet 150km) od jeziora Szeląg Mały w Buńkach po jezioro Druzno w Elblągu którędy to możemy dostać się poprzez Zalew Wiślany do Morza Bałtyckiego. Kanał łączy ze sobą kilka jezior, na których suma różnic poziomów wynosi 103,4m- i po to właśnie potrzebne są pochylnie (jest ich 5- Buczyniec, Kąty, Oleśnica, Jelenie i Całuny) i śluzy (są 2- Miłomłyn i Zielona).

Pomysł na budowę Kanału Elbląskiego sięga XVIII i XIX wieku i silnej potrzeby rozwoju przemysłu, szczególnie sposobu na eksport drewna Sosny Taborskiej. Szczególne walory tego drzewa można poznać w Rezerwacie Sosny Taborskiej, który znajduje się między Ostródą a Łuktą. Z racji braku samochodów i kolei postanowiono wykorzystać drogę wodną i stworzyć infrastrukturę która pozwoli na transport surowca, gdyż sama rzeka Drwęca okazała się niewystarczająca. To zrodziło pomysł na zbudowanie Kanału łączącego Ostródę i port w Elblągu (a dalej z Bałtykiem i w świat). Najważniejszą postacią związaną z tym przedsięwzięciem był Georg Jacob Steenke, który zainspirowany kanałem z systemem pochylni niwelującym różnice wysokości zbiorników wodnych na granicy USA i Kanady, postanowił wdrożyć to w Polsce. I tak budowa ruszyła w 1844 roku, a składać się miała z 5 pochylni zbudowanych na suchym grzbiecie, po którym w dół miały prowadzić szyny, a na tych szynach jeździć wózki transportujące statki. Co jeszcze bardziej niezwykłe- mechanizm napędzania oparty był o koło zamachowe wprawiane w ruch przy pomocy siły wody. I udało się! Pierwszy statek przepłynął tamtędy już w 1860 roku i w niezmienionej formie funkcjonuje do dziś. Co warto dodać- jest to jedyny tego typu szlak wodny na całym świecie (ten w USA nie jest już użytkowany).


Nasz rejs statkiem po trawie (a może po torach…?)

Nasz Franek, gdy pierwszy raz zobaczył statek płynący a raczej jadący po torach na trawie, niemalże zdębiał. Sam nie mógł uwierzyć w to co widział! Z tym większym entuzjazmem wsiadł na pokład statku Kormoran i na kilka sekund zajął miejsce na dolnym pokładzie aby już po chwili ciągnąć mnie na górę i oglądać to niecodzienne zjawisko. Już po kilku minutach statek ruszył ku pierwszej pochylni, wpłynął na wózek i nieodczuwalnie wręcz rozpoczął podróż po dwóch szeroko rozstawionych torach. Nawet Ola była nieco zdezorientowana i zarazem zaciekawiona. I tak liny przeciągnęły nas przez pierwszą pochylnię. A to wszystko przy użyciu jedynie wody dostarczanej z okolicznych jezior, która napędza koło wodne i system stalowych lin. Ciekawostką jest również to, że konstrukcja wózka ma ponad 20 ton a jej udźwig wynosi dwa razy tyle. Czyli nawet 60 ton napędzanych siłą płynącej wody!


W tym samym czasie, z naprzeciwka i na drugim wózku jechał inny statek, który mogliśmy zobaczyć niczym w lustrzanym odbiciu, pozdrowić pasażerów i przyjrzeć się jak wygląda ten cud techniki i inżynierii wodnej.

Po zwodowaniu za pierwszą pochylnią popłynęliśmy dalej Kanałem Elbląskim, tempem raczej spacerowym, które pozwalało na delektowanie się widokami mazurskiej sielanki pełnej pól i łąk, bujnej i zielonej roślinności z nutą ekologicznej nowoczesności czyli turbinami wiatrowymi. Cisza, spokój i uczta dla oczu. I tak dopływamy do kolejnej pochylni, gdzie scenariusz się powtarza. Po pokonaniu trzeciej z nich statek zawraca i podróż trwa po raz kolejny przez 3 pochylnie, tym razem w górę. Warto dodać, że na tym odcinku niejednokrotnie zaskakują nas widoki- raz kanał znajduje się wysoko ponad poziomem otaczających pól, a nawet przepływamy NAD RZEKĄ i to bezkolizyjnie. To jeszcze bardziej potwierdza nam jakim cudem w skali światowej mamy do czynienia.

Po pokonaniu 3 pochylni w górę (dla przypomnienia Oleśnica, Kąty i Buczyniec), cumujemy do przystani i opuszczamy statek. Moja inżynierska głowa wciąż analizuje jak to może działać, wciągając statki do góry po pochylniach bez użycia silnika… Jeszcze tylko spojrzenie z boku na kolejne transportowane na wózkach statki i łodzie, kilka pamiątkowych zdjęć no i oczywiście souveniry w sklepiku. Zmęczeni upałem, ale zafascynowani atrakcją, wracamy do auta i opowiadamy sobie wrażenia z tej przygody. Franek stwierdza, że jak opowie komuś że płynął statkiem po torach na trawie, to mu nikt nie uwierzy! I oby tak nie było ;)


PS. Dwa zdania o kosztach- przepłynięcie naszej czwórki to koszt 290zł (dorosły = 95zł, dziecko od lat 5= 85zł a dziecko poniżej lat 5 = 15zł. Ceny wszystkich przewoźników są zbliżone, a wybierając inny typ rejsu musimy oczywiście liczyć się z innymi kosztami. Moim zdaniem, pomimo niezaprzeczalnej atrakcyjności tej wycieczki, te ceny są nieco za wysokie. Ale to tylko moje prywatne odczucie.

Spróbujcie sami, ahoj przygodo!



Spodobał Ci się artykuł? Możesz wesprzeć naszą działalność i postawić nam kawkę:



70 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comentários


bottom of page