top of page
Zdjęcie autoraMagdalena Świerczek

Włochy cz.I, czyli Neapol i okolice

Zaktualizowano: 31 maj 2024

Od zawsze kultura, architektura, krajobrazy oraz oczywiście kuchnia włoska były nam bardzo bliskie. Moim marzeniem było, właściwie nadal jest, zwiedzenie całego kraju. W związku z tym, Kuba zainicjował pomysł na prezent z okazji moich 30 urodzin. W pierwotnym planie miała to być „objazdówka” samochodem po prawie całym kraju. Ale od pomysłu do realizacji staliśmy się bogatsi o drugie dziecko, które do niedawna nie było takie chętne do jeżdżenia autem jak jej brat. A poza tym potrzebowalibyśmy na takie zwiedzanie ok. miesiąca i duuuużo pieniędzy.

Ostatecznie stwierdziliśmy, że polecimy samolotem, ale żeby zwiedzić więcej niż jedno miasto i jego okolice, polecieliśmy do Neapolu, a wracaliśmy już z Rzymu. A tak wyglądała nasza, w pełni samodzielnie zorganizowana wycieczka:

Dzień pierwszy

Wylatywaliśmy z Modlina dość późno, bo po 17, co miało swoje plusy- spokojnie dojechaliśmy na Solid parking, gdzie zostawiliśmy auto na tych 10 dni. Koszt wynajęcia miejsca parkingowego to 107 zł (z depozytem kluczyków). Na lotnisko zostaliśmy przewiezieni przez właścicieli parkingu.

Po nadaniu bagażu rejestrowanego mieliśmy ponad dwie godziny na oglądanie samolotów, zjedzenie frytek, a także na nudzenie się.

Po kontroli bezpieczeństwa dość krótko czekaliśmy na odprawę i wejście na pokład samolotu.

Lot do Neapolu był spokojny, bez turbulencji, dzieci były zafascynowane, oboje patrzyli z zainteresowaniem przez okno, właściwe ja też, bo dawno nie leciałam samolotem. Niestety Ola nie zasnęła, więc pod koniec podróży zrobiła się marudna i złościła się, że musi być przypięta do mnie pasem. Franek jest dzielnym i spokojnym podróżnikiem.

Lot trwał 2 godziny i 10 minut. Po wylądowaniu i odebraniu bagażu i wózka, poszliśmy na przystanek autobusowy. Aby dotrzeć do wynajmowanego przez nas mieszkania skorzystaliśmy z prywatnej linii autobusowej Alibus, koszt biletu to 5 Euro (dzieci do lat 6 bezpłatnie).

Wysiedliśmy przy Dworcu centralnym, czyli Napoli Centrale (Garibaldi), skąd mieliśmy pięć minut do naszego apartamentu Lazzarella Loft. Tam czekali na nas właściciele, żeby nas przywitać i pokazać mieszkanie, co uważamy za bardzo miły zwyczaj. Mieliśmy do dyspozycji, dwie sypialnie, łazienkę oraz duży salon z kuchnią. W cenie noclegu mieliśmy śniadania, w związku z tym czkały na nas croisasnty, suchary, jogurty, soki, masło, dżemy i inne słodkie produkty, które mogliśmy zjadać w dowolnym czasie.

W każdym pomieszczeniu znajduje się klimatyzator oraz rolety zewnętrze, więc nawet gdy jest upał, można komfortowo korzystać z mieszkania.

Ten przestronny apartament znajduje się na drugim piętrze, niestety winda jeździ dopiero od pierwszego piętra, więc wszystkie bagaże, łącznie z wózkiem trzeba było wnieść po schodach. Ale to chyba jedyny minus tego obiektu.



Drugiego dnia naszej wycieczki pojechaliśmy zobaczyć Wezuwiusz, planowaliśmy tego samego dnia zwiedzić jeszcze Pompeje, ale zostało nam mało czasu. Woleliśmy pojechać tam innego dnia.

Jeżeli chodzi o zwiedzanie Wezuwiusza to są dwie możliwości dotarcia z Neapolu. W obu przypadkach należy skorzystać z pociągu linii Circumvesuviana i podróżować w kierunku Sorrento. My rozpoczęliśmy podróż na stacji Napoli Garibaldi, bo tam mieliśmy bardzo blisko, choć wiele osób poleca wsiąść do pociągu na pierwszej stacji, tj. Napoli Porta Nolana.

Jeśli zdecydujecie się ruszać ze stacji Napoli Garibaldi (tak jak my) to pamiętajcie, że stacja Circumvesuviana znajduje się poniżej głównego poziomu dworca - na dół zejdziecie schodami z głównej hali. Bilet na przejazd można kupić w kasie lub skorzystać z płatności kartą przy wejściu na peron.

Najwygodniejszym sposobem na dostanie się na szczyt Wezuwiusza, jest dojazd kolejką Circumvesuviana do stacji Ercolano Scavi (koszt biletu to 2,4 €) i skorzystanie z usług firmy Vesuvio Express. Firma ta znajduje się zaraz obok dworca, po lewej stronie. Polecamy kupić bilety wcześniej na wybraną godzinę, w biurze może się okazać, że już nie ma miejsc. Koszt wycieczki to 22€ za osobę dorosłą, w co wliczony jest już bilet wstępu do Parku Narodowego i 12€ za przejazd dziecka (dzieci do 6 roku życia wchodzą do parku za darmo. Korzystając z usług Vesuvio Express na miejscu spędzimy jedynie 90 minut, z czego ok. 40 musimy liczyć na wejście i zejście z krateru. Autobusy kursują codziennie co około 40 minut, zaczynając od 9:30. Ostatni autobus odjeżdża z okolic dworca Ercolano Scavi około trzy godziny przed zamknięciem samego Wezuwiusza. Czas przejazdu to około 30 minut. Wjazd autokarem, wąskim, krętymi drogami to już niezła przygoda.

Po dojechaniu do celu kierowca oznajmia godzinę odjazdu, której nie można przegapić. Każda grupa musi wrócić swoim autokarem, o wyznaczonej godzinie. Nie można skorzystać z kolejnego przejazdu powrotnego tego przewoźnika. Jest też tańsza opcja na dostanie się na szczyt Wezuwiusza, czyli skorzystanie z autobusu obsługiwanego przez przewoźnika EAV, który wyrusza z Pompejów. W tym przypadku należy w Neapolu wsiąść w pociąg Circumvesuviana jadący w kierunku Sorrento i dojechać do stacji Pompei Scavi-Villa dei Misteri. Koszt biletu w jedną stronę to 3 €. W Pompejach przesiadamy się w autobus, który jedzie ok. 50 miunt i kosztuje 2,70€ za przejazd w jedną stronę. Bilety na autobus zakupimy na pokładzie. Musimy pamiętać o samodzielnym zakupie biletów do wejścia na teren parku. Aktualnie można kupić bilet tylko online, zaleca się zrobić to wcześniej, ponieważ przy wejściu jest słaby zasięg, a poza tym jest ograniczona ilość wejść (50 osób co 10 minut). Koszt biletu to 10 €. Aktualne godziny otwarcia i wszelkie informacje można sprawdzić na stronie: https://vesuviopark.vivaticket.it/

To tyle jeżeli chodzi o możliwości dotarcia na Wezuwiusz. A jak wrażenia? Pierwszy raz w życiu widzieliśmy prawdziwy wulkan! Chyba jednogłośnie stwierdziliśmy, że wielkość i głębokość krateru nas zaskoczyła, myśleliśmy, że ma mniejszą średnicę i jest płytszy. Franek do ostatniej chwili myślał, że Wezuwiusz jest wygasły, inaczej bałby się wejść. Po powrocie do Ercolano, wsiedliśmy w pociąg (niestety zły, okazało się, że nie wszystkie pociągi jadą przez dworzec centralny) i wróciliśmy do Neapolu. Tam zjedliśmy pizzę w polecanej przez właścicieli Loftu restauracji- Pizzeria Pellone. Po południu wybraliśmy się na spacer, przejechaliśmy metrem do stacji Toledo, uznanej za najpiękniejszą stację na świecie i skierowaliśmy się w stronę wybrzeża. Po drodze zobaczyliśmy Galleria Umberto Uno, wybudowaną w latach 1887-1890 jako ekskluzywna galeria handlowa. Obecnie w tym budynku, wpisanym na listę UNESCO mieści się McDonald i sklepy „sieciówki”. Podążając dalej zobaczyliśmy jeszcze Zamek Nuovo, Pałac Królewski, Zamek dell’ Ovo, Wezuwiusz z daleka oraz oświetlone fontanny. Najbardziej spodobał nam się widok na wybrzeże, gdy światła w domach i na ulicach były włączone, a morze delikatnie szumiało. Spacer mógłby być dłuższy, ale Franek był już zmęczony, a Ola chciała zwiedzać, tylko w drugą stronę niż my! Przechodząc obok Placu dell Plebiscito, udaliśmy się na stację metra Municipio i wróciliśmy do mieszkania.

Trzeci dzień- środa przywitała nas deszczem i gorączką Oli. Wyszliśmy z mieszkania dopiero po południu, zdecydowaliśmy się zwiedzić Stare Miasto, wpisane w 1995 roku na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Taki leniwy dzień na urlopie też się przydał :)

Czwartego dnia, czyli w czwartek mieliśmy zaplanowany rejs na Capri, bilety kupione wcześniej (gwarancja miejsca i niższa cena, w naszym przypadku ok 130€ za całą czwórkę w obie strony). Zdecydowaliśmy się na wodolot startujący o 9.30. Należy pamiętać, że kupując bilety przez Internet i tak musimy podejść do kasy ok. pół godziny przed wypłynięciem i odebrać te oryginalne.

Po porannych przygodach z dziećmi i utrudnieniach przy porcie spowodowanych remontem, ledwo zdążyliśmy na 9. Najważniejsze jednak, że się udało! Rejs trwał 50 minut i po tym czasie ujrzeliśmy piękny widok na wyspę, na domki pobudowane na stoku, drogę prowadzącą gdzieś wysoko i bardzo dużo ludzi w porcie. Kolejki do biur organizujących rejsy wokół wyspy i do Groty Niebieskiej były ogromne.

Zdecydowaliśmy, że płynięcie z dziećmi małą łódką na falach nie jest dobrym pomysłem i poszliśmy pieszo zwiedzać wyspę. Pierwszym naszym celem było wzgórze Monte Solaro, ścieżka prowadziła po dość stromych schodach, na szczęście widoki były piękne i droga na tyle atrakcyjna, że nie było żadnego: „bolą mnie nogi” albo „nudzi mi się”. Franek szedł pierwszy, a my co chwilę musieliśmy prosić, żeby zaczekał. Droga na wzgórze, a


właściwie do kolejki krzesełkowej zajmuje ok. 40 minut. Nam zeszło się dłużej, bo w międzyczasie zjedliśmy wcześniejszy obiad, kupiliśmy pamiątki i zatrzymywaliśmy się by podziwiać widoki. Na wzgórze nie zdecydowaliśmy się wjechać dlatego, że krzesełka były pojedyncze, więc baliśmy się o to czy Franek sam sobie poradzi. Z resztą i tak szczyt był w chmurach więc nie zobaczylibyśmy całej wyspy. Nie do końca spełnieni nie zdobyciem szczytu podjęliśmy decyzję, że zawracamy. Poszliśmy do Ogrodów Augusta, podziwialiśmy wyspę z innej perspektywy, z tego miejsca doskonale widać zatopione w morzu skały, które można spotkać na obrazkach z Capri. Na koniec zeszliśmy do portu i poszliśmy na plażę, gdzie dzieci mogły rzucać kamienie do morza, co okazało się najfajniejszą atrakcją dnia!

Jeżeli ktoś chciałby zobaczyć wszystkie atrakcje na wyspie w jeden dzień, to byłoby możliwe. Jeżdżą tam mini autobusy oraz wielkie taksówki, których kierowcy zatrzymują się w najbardziej atrakcyjnych miejscach i pokazują je turystom, jest chwila na zdjęcia i jadą dalej. My jako miłośnicy chodzenia zdecydowanie polecamy tę formę zwiedzenia wyspy. W ten sposób można ciągle podziwiać przepiękne widoki, zarówno na morze i ląd, ale też urokliwe wąskie uliczki, zachwycać się prawdziwymi cytrynami na drzewach i pomimo wszystko jakoś spokojniej spędzić dzień.

Podczas rejsu powrotnego wszyscy mieli ochotę na drzemkę, ale tylko dzieciom udało się to zrealizować. W związku z marudzeniem po przymusowym obudzeniu się Franek został miło odprowadzony na ląd za rękę przez samego Kapitana statku. Opłacało się robić aferę 😉

Piątego dnia udało nam się wreszcie pojechać do Pompejów.

Dotarliśmy do starożytnego miasta koleją w podobny sposób jak przy wyprawie na Wezuwiusz. To znaczy, skorzystaliśmy z pociągu linii Circumvesuviana, wysiedliśmy na stacji Scavi di Pompei. Udaliśmy się w prawą stronę, tj. zgodnie z kierunkiem jazdy pociągu. Po kilku minutach byliśmy przy wejściu na teren muzeum. Na wielu blogach czy portalach poleca się zakup biletu przez Internet ze względu na duże kolejki do kasy, my wyszliśmy z założenia, że w każdej chwili możemy kupić bilety online. To było dobrą decyzją, ponieważ na miejscu okazało się, że nie ma kolejki do kasy, a kupując w ten sposób bilety zaoszczędziliśmy 15 €. Może znaczenie miało to, że na miejscu byliśmy dopiero ok. 12, a zwiedzanie zaleca się od rana.


Dla osób, które podróżują bez dzieci też bym poleciła podróż z samego rana by móc cały dzień spędzić na zwiedzaniu miasta. Jednak my wiedzieliśmy, że nie uda nam się być dłużej niż trzy godziny. Poznaliśmy charakter miejsca i zobaczyliśmy najważniejsze budowle. Byliśmy pod wrażeniem w jak dobrym stanie są budynki po odkryciu ich z lawy oraz tego, że starożytne miasto było kilka metrów poniżej obecnego poziomu. Na terenie obiektu znajduje się restauracja, toalety oraz drewniane budki z napisem „Baby Point”. Nie korzystaliśmy, więc nie wiem jak wyglądały w środku, ale bardzo spodobał mi się sam pomysł zorganizowania takiego miejsca. Franek liczył na to, że zobaczy „kolorowe miasto”, czytaj normalne, pełne budynki, ale stwierdził, że te „same ruiny” też mu się podobają. Mi bardzo spodobały się maki rosnące w ruinach, a najbardziej ich pole przy wyjściu z budynku.


Po skończonym zwiedzaniu poszliśmy na późny obiad do restauracji znajdującej się naprzeciwko. Tam zamówiliśmy pizzę, gnocchi oraz zestaw dla dziecka z kotletem i frytkami, jak kelner dowiedział się, że Franek ma się podzielić obiadem z siostrą to dostaliśmy dwa kotlety aby każde z dzieci miało swój :)

Niestety przez to, że późno wyszliśmy z mieszkania i zaczęliśmy zwiedzanie, a później długo nam się zeszło z jedzeniem zrezygnowaliśmy z pomysłu przejażdżki do Sorrento. Chcieliśmy zobaczyć wybrzeże, te urocze domki położone na wzgórzu, ale się nie udało. Spróbujemy następnym razem.

Wróciliśmy do Neapolu, tym razem bez przygód. Liczyliśmy na to, że dzieci pójdą wcześniej spać, a my w spokoju spakujemy walizki na transport do Rzymu, ale Aleksandra miała inne plany. Jej pomoc w pakowaniu okazała się bezcenna- robiłam to tylko dwa razy dłużej 😉


Dzięki uprzejmości właścicieli apartamentu mogliśmy w dniu wyjazdu zostawić bagaże do godziny 12, było to bardzo pomocne, ponieważ pociąg do Rzymu mieliśmy dopiero o godz. 13…

Mogliśmy rano ostatni raz przejechać się metrem w Neapolu, zrobić zdjęcie na stacji Toledo, uznanej za najpiękniejszą w Europie. Znajdują się tu mozaiki przedstawiające dawne życie neapolitańczyków oraz ważne postaci. Najciekawszy jest jednak tunel przypominający fale/ wodę, a szczególnie oświetlony komin sięgający jakby do powierzchni ziemi.

Z metra poszliśmy ponownie zobaczyć Zamek Nuovo , tym razem weszliśmy na dziedziniec, żeby zaspokoić ciekawość syna. Wracając wstąpiliśmy na kawę i ciastko do Galerii Umberto Uno, kawka smaczna, ale okazało się, że wypicie jej przy stoliku było dodatkowo płatne 8 €. My spędziliśmy tam jakieś 10 minut, więc równie dobrze można było wypić ją na stojąco.

Po odebraniu bagaży i pożegnaniu się z Właścicielami, udaliśmy się na Dworzec Garibaldi, gdzie czekaliśmy na pociąg do Rzymu- odpowiednik naszego Pendolino.


Podsumowując wizytę w Neapolu stwierdzamy, że jest to świetne miejsce jako baza wypadowa na Wezuwiusz, Pompeje, Herkulanum czy wybrzeże. Samo miasto naszym zdaniem jest dość zaniedbane. Zabytkowe budynki niszczeją, w wielu miejscach w ścianach wyrastają drzewa, elewacje są zniszczone, a w galerii, która została stworzona jako ekskluzywne miejsce handlu, aktualnie mieszkają bezdomni, a psy załatwiają swoje potrzeby. Nie przekreślam miasta, bo z drugiej strony widać, że pojedyncze budynki są restaurowane, w okolicach zamków przeprowadzane są prace archeologiczne i przyjemnie spaceruje się wzdłuż wybrzeża.



Zauroczyło nas też podejście do dzieci, szczególnie małych. Wszędzie nas zaczepiano, oczywiście w sposób bardzo miły i pozytywny, chwalono dzieci i co chwilę słyszeliśmy: „bella Bambina” lub „so sweety”. Ola nauczyła się reagować na zaczepianie i na każde „ciao” machała rączką!


Spodobał Ci się artykuł? Możesz wesprzeć naszą działalność i postawić nam kawkę:



116 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page