Włochy cz.II, czyli Rzym
Zaktualizowano: 31 maj 2024
Czas na Rzym!
Dotarliśmy do niego ekspresowo i pierwszy raz w życiu jechaliśmy pociągiem 250 km/ h! Dzięki temu podróż do Rzymu trwała godzinę i dziesięć minut. W pociągu mieliśmy do dyspozycji stolik, więc dzieci na początku rysowały, po czym Franek stwierdził, że jest zmęczony i się zdrzemnął, a Ola zaczepiała innych pasażerów i w miarę możliwości chodziła po przedziale. Przypomniała mi się jedna wada pociągu, o której nie wspomniałam wcześniej- jeżeli jedzie więcej podróżnych z dużymi bagażami to jest duży problem z ich zmieszczeniem w wyznaczonym miejscu. A o przewiezieniu wózka w całości można zapomnieć. Bya nawet trudność, żeby go wstawić do pociągu. Dobrze, że spacerówki szybko się składa 😉
Wysiedliśmy na stacji Roma Termini i poszliśmy szukać metra. Do wynajmowanego mieszkania musieliśmy dotrzeć pociągiem linii A w kierunku Anagnina, wysiedliśmy na stacji Ponte Lungo. Za bilety płaciliśmy zbliżając kartę płatniczą przy wejściu do bramki (czyli systemem Tap& Go) . W Rzymie skanuje się kartę tylko przy wsiadaniu do pociągu.
Idąc wzdłuż Via Gela dotarliśmy do apartamentu Casa Vacanze Enjoy 4 (przy ul. Via Monselice 7), tym razem mieszkaliśmy na 4 piętrze, winda była wąska, więc jechaliśmy w dwóch turach. Lubię takie stare windy z podwójnymi drzwiami, idealnie pasują do starej kamienicy.
W mieszkaniu także czekali na nas właściciele, młode małżeństwo, Greta oraz Francesco (Franek poznał swojego imiennika). Do dyspozycji mieliśmy dwie sypialnie, salon, kuchnię i łazienkę. Tym razem zamiast klimatyzacji w każdym pomieszczeniu zamontowane były wentylatory. Podczas naszego pobytu nie było upałów, ale podejrzewamy, że nawet jak są to w starej kamienicy nie są zbytnio odczuwalne.
Planując zwiedzanie Rzymu jeszcze w domu (robiłam trasy na każdy dzień) chciałam abyśmy w sobotę zwiedzili Lateran. Ale okazało się, że potrzebny był odpoczynek. Tego dnia zwiedziłam tylko dobrze zaopatrzony supermarket Todis, znajdujący się po drugiej stronie ulicy. A Franek uczył się włoskiego oglądając bajki :)
Następnego dnia wyspani i pełni sił po tym jak Ola na hasło „idziemy” sama rozdała wszystkim buty, kapelusze i plecaki i czekała przy drzwiach, ruszyliśmy w do metra. Pojechaliśmy pociągiem linii A w kierunku Battistini do stacji Ottaviano. Zgodnie z przysłowiem „być w Rzymie i nie widzieć Papieża” udaliśmy się na Plac Świętego Piotra. Od czasu kiedy byliśmy tam z Kubą poprzednio, powstały bramki do wejścia na plac, wcześniej były tylko przy wejściu do Bazyliki. Zainteresowanie błogosławieństwem Papa Francesco było tak duże, że zdążyliśmy wejście na plac prawie w ostatniej chwili. Ale grunt, że się udało!
Po zrobieniu kilku zdjęć i gdy tłum turystów nieco się zmniejszył ruszyliśmy do kolejnych bramek, tym razem by wejść do Bazyliki. Pomimo, że byłam w niej trzeci raz to nadal robi wrażenie. Dzieciom niestety też się podobało, ale bardziej bieganie i krzyczenie (ot- dziecięca radość i beztroska) niż zwiedzanie wielkiego kościoła. Chociaż nie powiem, Aleksandra nawet położyła się na podłodze, żeby się pomodlić 😉 (żeby rodzice spełnili jej zachciankę oczywiście). Nie spędziliśmy w środku zbyt wiele czasu, ale odświeżyliśmy sobie w pamięci wygląd Bazyliki z naszej poprzedniej, jeszcze 2-osobowej wycieczki.
Z Watykanu poszliśmy do Zamku Świętego Anioła, mieliśmy go zwiedzić w środku,
nawet Franek nalegał by to zrobić. Niestety okazało się, że są dwie długie kolejki- jedna po bilety, druga do wejścia, a ochrona wpuszczała tylko po kilka osób. Poszliśmy dalej obiecując sobie, że jeszcze wrócimy.
Zjedliśmy obiad w polecanej w Internecie restauracji- Mastrociccia Osteria Bistrot, Via del Governo Vecchio 76. Gdzie zaserwowano nam regionalne jedzenie, w miłej, atmosferze. Zamówiliśmy makaron Carbonara, pizzę, kwiaty cukinii w cieście oraz frytki, a do picia Aperol, dwa razy Italian Fanta i wodę. Za całość łącznie z napiwkiem zapłaciliśmy ok 50 euro. Podczas jedzenia zamienialiśmy się potrawami, a szczególnie Ola musiała wszystkiego spróbować. Stwierdzam, że warto we Włoszech podróżować z Bambini- Ola załatwiła sobie i bratu dwie prawdziwe, papierowe czapki kucharskie których używali tam mistrzowie od pizzy 😉
Po drodze do Panteonu przeszliśmy przez Piazza Navona, gdzie są trzy fontanny, zbudowane na ruinach dawnego stadionu atletycznego. W centralnej części placu znajduje się fontanna czterech rzek, z czterech kontynentów (fontana dei Quattro Fiumi). Po obu stronach placu znajdują się jeszcze dwie fontanny. Ciekawostka jest taka, że w czasach przebudowy placu we Włoszech konkurowało dwóch architektów, jednemu zlecono projekt świątyni, a drugiemu fontann, dlatego postacie w nich się znajdujące patrzą na kościół z pogardą lub są od niego po prostu odwrócone.
Z placu poszliśmy zobaczyć dziurę w Panteonie, której odwiedzenie było marzeniem Franka. Niestety tworząc plan wycieczki nie doczytałam, że wejście do budynku jest bezpłatne, ale na weekend trzeba rezerwować miejsce i robi się to najpóźniej na dobę przed planowanym wejściem. Zobaczyliśmy Panteon na zewnątrz, a do środka weszliśmy we wtorek. Zawód spowodowany nie oglądaniem dziury w dachu Panteonu zrekompensowały włoskie lody, które kupiliśmy tuż obok w Gelatteria Mamo, mamma mia, ale pyszne!
Poszliśmy dalej, by zobaczyć najsłynniejszą fontannę Rzymu, czyli Fontanna di Trevi. Jako ciekawostkę wspomnę, że jest ona zasilana wodą z akweduktu Aqua Virgo, wybudowanego w 19 r. p.n.e.,a na długo przed powstaniem pięknej fontanny w tym miejscu wytryskała już woda. Obecny wygląd zawdzięcza papieżowi Klemensowi XII, który w 1732 r. ogłosił konkurs na przebudowę. Wygrał projekt Niccolo Salvi. By zrobić miejsce na budowę fontanny, usunięto centralną część Pałacu Poli, który obecnie stanowi tylko tło nowego dzieła. Wyglądająca jak fasada budynku fontanna jest szeroka na 20 metrów i wysoka na blisko 27 metrów, zbudowana z trawertynu, czyli białej skały wapiennej. Głównym motywem jest morze, a także jest mocno nacechowana różną symboliką.
Franek zgodnie z legendą, wrzucił pieniążek przez lewe ramię, by jeszcze wrócić do Rzymu. Tak z ciekawości sprawdziłam, że co roku z fontanny wyjmowane jest około milion euro! Zasila ono budżet mieszczącej się w budynku za fontanną organizacji dobroczynnej.
Dalej poruszaliśmy się chyba jedną z bogatszych części Rzymu, by zobaczyć Schody Hiszpańskie. Obowiązkowe zdjęcie i marsz na górę! To było kolejne miejsce, w którym nie żałowałam, że korzystamy z nosidła zamiast wózka. 😉
Z góry podziwialiśmy piękny widok na miasto, dzieciom też się bardzo podobało, Ola pokazywała rączką i mówiła tylko „tu” lub „tam”, a Franek stwierdził, że lubi takie kolorowe miasta z ładnymi budynkami. Następnie udaliśmy się do Ogrodów Borghese, w których żadne z nas jeszcze nie było. Oprócz pięknego parku, mnóstwa zieleni i miejsca, w którym dzieci mogą się wybiegać po parkowych alejkach trafiliśmy na dmuchańce!
Każdy był zadowolony z atrakcji, Franek się wyskakał, my odpoczęliśmy chwilę w spokoju. Kończąc spacer po parku trafiliśmy na występ „lokalnego artysty”, nie ważne jak pięknie śpiewał, ale można było tańczyć z widokiem na Rzym!
Bardzo miły i intensywny dzień kończył się nieprzewidzianą niespodzianką. Gdy doszliśmy do stacji Metro Spagna, okazało się, że jest remont stacji na linii A i pociągi jeżdżą tylko do 21. Choć byliśmy przed wskazaną godziną to stacja była już zamknięta. Podjęliśmy decyzję, że idziemy na następną stację, czyli Berberini. Zdążyliśmy w ostatniej chwili, pociąg którym wróciliśmy był ostatnim tego dnia.
W poniedziałek (co niektórzy już z mniejszym zapałem) poszliśmy zwiedzać dalszą część miasta. Ruszyliśmy do metra i na stacji Termini przesiedliśmy się do linii B, by wysiąść na stacji Colosseo. Tam przeszliśmy na drugą stronę ulicy by stanąć w długiej kolejce po bilety. Wszystkim, którzy podróżują bez dzieci polecamy zakup biletu online. Bezpłatne bilety, a takie obowiązują do 18 roku życia dla wszystkich mieszkańców UE można odebrać jedynie w kasie. Dokładne informacje znajdują się na stronie https://www.il-colosseo.it/pl/informazioni-colosseo.php?rel=outbound
Bilet obowiązuje na zwiedzanie Koloseum, Palatynu i Forum Romanum. Należy do jednego z miejsc wejść o godzinie, na którą mamy wykupiony bilet, a do pozostałych obiektów można wejść wciągu doby.
Z racji wspomnianego zmęczenia i tego, że my z Kubą już wcześniej byliśmy w Rzymie, zdecydowaliśmy się na zwiedzanie jedynie Koloseum. Z resztą spędziliśmy w nim ponad 2 godziny oglądając wszystko co tylko było możliwe. Spotkaliśmy bardzo miłe osoby z Polski, dokładnie z Kielc, "Pan Dziadek" zaczepił nasze dzieci i tak kazał Frankowi mówić do siebie. Później chętnie zrobili nam pamiątkowe zdjęcia. 😊
Z Koloseum poszliśmy na obiad do polecanej restauracji- Trattoria Luzzi przy via di S. Giovanni in Laterano 88. Zajęliśmy stolik na zewnątrz i faktycznie zjedliśmy obiad z widokiem na Koloseum.
Wstępnie zamówiliśmy dwa razy bruschettę, cannelloni al forno (miało być dla Franka) i kurczaka po rzymsku. Szybko okazało się, że to nie jest taki makaron jaki Franek chce zjeść, więc musieliśmy zamówić to co jadł pan przy stoliku obok, czyli pasta all’ amatriciana. I to był strzał w dziesiątkę na jego podniebienie! Ola była jednocześnie zmęczona i chciała chodzić, więc uciekała z normalnego krzesła i kładła się na chodniku. Szybko znalazło się dla niej krzesełko do karmienia, a po zjedzonym obiedzie dostała od kelnera mini deser Tiramisu (bez kawy i alkoholu), ponieważ jest bella bambina. Pozazdrościłam córce i też zamówiłam deser, a co! Obsługa bardzo miła, szybko znaleźli dla nas stolik, jedzenie było smaczne, a na życzenie klienta właściciele posypują dania świeżym parmezanem. Wszystko to wpływa na dość domową atmosferę. Za całość zamówienia łącznie z napojami zapłaciliśmy znów ok. 50 euro. W lokalu nie ma opłaty za stolik, więc postanowiliśmy zostawić mały napiwek.
Najedzeni poszliśmy zobaczyć Domus Aurea, czyli pałac cesarza Nerona, było już późno, więc zobaczyliśmy go tylko z zewnątrz. Poszliśmy dalej wzdłuż Forum Romanum, oglądając je tylko z góry, na Plac Wenecki. Przed Muzeum na Kapitolu odpoczęliśmy chwilę i poszliśmy dalej wzdłuż Tybru by w Ustach Prawdy sprawdzić czy ktoś z nas kłamie. Franek całą drogę przejmował się tym i nie chciał włożyć ręki w usta. Na jego szczęście nie było takiej możliwości. Kościół przy którym się znajdują był już zamknięty. Mogliśmy je obejrzeć tylko przez kratę. Kamień spadł mu z serca i humor się poprawił. Po drodze do ust zobaczyliśmy samotne przęsło starego mostu.
A wycieczkę tego dnia zakończyliśmy oglądając Circo Massimo, które niegdyś tętniło życiem, odbywały się tu głównie wyścigi rydwanów. Aktualnie teren jest porośnięty trawą i tylko zachowany kształt przypomina o dawnych wydarzeniach. Idealnie na koniec wycieczki zaczął padać deszcz. Wróciliśmy do domu.
Dla tych, którzy nie byli w Rzymie, zdecydowanie polecam zwiedzanie Palatynu i Forum Romanum. Chyba, że ktoś nie lubi oglądać ruin, ale sądzę, że nie wybierałby się wtedy do Rzymu.
Dodatkowo miłośnikom pizzy polecam pizzę na kawałki, którą można zjeść po drodze z Placu Weneckiego do Ust Prawdy, zataczając małe kółko, ale za to oglądając kościół El Gesu. Mam na myśli Pizzeria Florida znajdującej się przy via Florida 25.
W związku z tym, że w sobotę nic nie zwiedzaliśmy mój pierwotny plan legł w gruzach. Wtorek stał się dniem częściowego realizowania planu z soboty. Więc pojechaliśmy zobaczyć Bazylikę św. Jana na Lateranie. Dokładnie jest to Arcybazylika papieska, uznawana za największą katolicką świątynię na świecie. Gdy chrześcijaństwo zostało uznane za pełnoprawną religię cesarz Konstanty oddał Lateran we władanie papieżowi. Tam powstał kościół i ówczesna siedziba papieży. Po niewoli awiniońskiej namiestnicy Chrystusa za swą siedzibę obrali Watykan i tak do dziś to tam właśnie mieszkają.
Naszą uwagę przykuły monumentalne rzeźby 12 apostołów znajdujące się w głównej nawie kościoła, Baldachim, pod którym znajduje się Ołtarz skrywający resztki stołu, na którym prawdopodobnie św. Piotr odprawiał msze.
Zwiedzanie jest bezpłatne i możliwe w godzinach 7- 18.30.
Po wyjściu z bazyliki poszliśmy zobaczyć Święte Schody, po których podobno szedł Pan Jezus do Piłata. Czy to prawda tego nie wiadomo. Ale marmur, z którego są wykonane schody pasuje do występującego w okolicach Jerozolimy. Schody sprowadziła do Rzymu św. Helena, matka pierwszego chrześcijańskiego cesarza Konstantyna.
Starając się nie przeszkadzać modlącym się na schodach pielgrzymom weszliśmy bocznymi schodami na górę i zobaczyliśmy jeszcze kaplicę św. Wawrzyńca. Zwiedzanie Lateranu uznałabym za ekspresowe.
Dalej udaliśmy się pieszo do Panteonu, by zobaczyć go w środku, a dokładnie ogromną dziurę w dachu, która fascynowała Franka od kilku lat. Chyba zrobiła na nim wrażenie, kazał nam opowiedzieć historię związaną z Panteonem. Do tej pory pamięta, że aktualny budynek to trzecia forma świątyni ku czci bogów. Pierwsza na planie prostokąta spłonęła w wielkim pożarze Rzymu. Druga, wybudowana już w obecnym kształcie miała drewniany dach, który również spłonął, tym razem od uderzenia pioruna.
W związku z tym, że zeszło mi się z opisaniem naszej wycieczki mogę podać aktualną informację, że wejście do Panteonu jest już płatne, bilety można kupić w kiosku, we wnętrzu budynku. Zwiedzanie jest możliwe codziennie w godzinach 9.00- 19.00, ostatnie wejście o godz. 18.45.
Z Panteonu poszliśmy na lody, tym razem do lodziarni Venchi. Tam również był duży wybór smaków, a do tego można było wybrać posypkę na wafelku 😉
Zaopatrzeni w deser ruszyliśmy jeszcze raz zobaczyć fontannę di Trevi i do metra. Zjedliśmy obiadokolację w mieszkaniu i wieczorem poszliśmy jeszcze na plac zabaw, pakowanie, bo następnego dnia rano mieliśmy lot do Modlina.
Podsumowując naszą podróż do Włoch, stwierdzam, że nasze dzieci są prawdziwymi, dziecięcymi turystami. Na pewno zobaczylibyśmy więcej, gdybyśmy polecieli sami, gdyż oczywiście też mieli czasem kryzysy. Ale mimo wszystko Franek dzielnie szedł dalej na własnych nogach, a Ola mimo chęci biegania z bratem podziwiała widoki z nosidła. Widać było, że obojgu naprawdę podoba się wycieczka. A Franek dokładnie opowiadał co zwiedzaliśmy. Warto dodać, że każdego dnia dorośli robili ok 20-30 tys. kroków, więc dzieci zdecydowanie więcej!
Jeżeli chodzi o zwiedzanie kraju z dziećmi to nie wyobrażam sobie chodzenia z wózkiem, a przynajmniej nie z naszym (ma szeroko rozstawione koła), wszędzie jest ciasno, drogi są nierówne. A w komunikacji trudno znaleźć windę. Może mówię tak, bo jestem fanką nosidła (które wkrótce opiszę w oddzielnym artykule) i przyzwyczaiłam się do noszenia, a Ola potrafi się w nim zdrzemnąć. Dzięki tej formie zwiedzania miasta mogłam iść równo z innymi przechodniami.
Dodatkowo warto opowiedzieć, że podejście Włochów do dzieci jest niesamowicie pozytywne, nawet nastolatkowie uśmiechali się do nas i rozczulali na widok Bambini, co u nas już nie jest takie powszechne. Miałam wrażenie, że przez to, że jesteśmy z dziećmi traktują nas inaczej, lepiej. Nawet, gdy dzieci już najedzone zaczynały przeszkadzać to kelnerzy starali się do nich zagadać lub czymś zabawić, zainteresować.
Nasz skrócony plan zwiedzania Rzymu:
Sobota:
-Bazylika Św. Jana na Lateranie
- Święte Schody,
- Pałac na Lateranie
- Ewentualnie (Bazylika Stefano Rotondo)
-Termy Karakali? (bilety do kupienia)
-Piramida Cestiusza
- Metro Piramide- Hotel
Niedziela:
-Watykan
- Zamek Św. Anioła
-Panteon
- Fontanna Di Trevi
- Schody Hiszpańskie
- Ogrody Borghese
- Metro Berberini- hotel
Poniedziałek
- Domus Aurea
- Koloseum
- Palatyn
- Forum Romanum
- Plac Wenecki
- Kapitol
- Usta Prawdy
- Circo Massimo
- Metro Circo Massimo- Hotel
Spodobał Ci się artykuł? Możesz wesprzeć naszą działalność i postawić nam kawkę:
Comentarios